środa, 2 kwietnia 2014

Chapter Five

Przepraszam za zwłokę, ale lubię przemyśleć to, co chcę napisać i poczekać na olśnienie. Choćby to miało trwać miesiącami, musi być dobre. A nawet lepsze. 
I... komentarze mnie motywują. Dziękuję za wszystkie i proszę o więcej! 



Po kilku długich i dłuższych dniach postanowiłem jednak udać się do galerii i odwiedzić Hannah. W zasadzie to nie była przemyślana decyzja, a spontaniczna dlatego, że miałem dosyć zrzędzenia mojej mamy i babci, które usiłowały za niewielkie pieniądzę zrobić z naszego salonu architektoniczne cudo. Babcia przyjechała na cały tydzień, a zdążyła wyprowadzić mnie z równowagi już po kilku minutach.

Harry, ty się w ogóle nie czeszesz. Harry, w czym ty chodzisz. Harry, jesteś wciąż za chudy.

Dobrze, że zabrała się za mnie, bo włosy od razu zaczęła układać, podarowała mi czerwony sweter z bałwanem i kilka tłustych pączków z budyniem. Miałem zostać na bawarkę, ponieważ chciała się dowiedzieć, co u mnie słychać, ale ja właśnie wtedy postanowiłem, że przed zamknięciem dowiem się, co u mojego anioła. 
Śniła mi się każdej nocy, tak jak teraz, ale wtedy nie budziłem się z krzykiem i nie oblewał mnie zimny pot. Miałem wrażenie, że to wszystko toczy się w dziwnym tempie, spotyka mnie w dziwnym momencie i ma jakiś dziwny sens. Teraz wydaje mi się, że po prostu miało mi to pokazać najważniejsze wartości w życiu, ale nie ukrywam, że czuję się zraniony. Więc jeśli Hannah Nicholls śniła mi się każdej nocy ubrana w białą sukienę i wianek, byłem przekonany, że to przeznaczenie, ale nie potrafiłem z tego skorzystać.
Prześlizgnąłem się między ludźmi na ruchomych schodach i przez przypadek popchnąłem staruszkę niosącą doniczkę z kwiatkiem większym niż ona. Nie obróciłem się nawet, by zobaczyć, czy wszystko z nią okej, tylko wparowałem do sklepu z odzieżą. Nazwa nagle pojawiła mi się przed oczami. "Staying Clothes" był sklepem z większością ubrań raczej eleganckich, ale chyba każdy mógłby znaleźć tam coś dla siebie. Nie chcę oczywiście robić reklamy, ale gdyby ktoś rzucił mi groszem za to, co napisałem, nie byłbym wcale taki zły.
Hannah od razu rzuciła mi się w oczy. Była tego dnia ubrana lepiej niż zwykle, a makijaż ozdabiał jej twarz. Schowałem się za jedną z kolumn, żeby najpierw przeanalizować jej wygląd. Miała na sobie delikatną, pastelową sukienkę przed kolano, czarne czółenka i czarny, krótki żakiet. 
Oparłem się o kolumnę plecami i spojrzałem w sufit. Zacząłem zastanawiać się, co mógłbym jej powiedzieć. Stawiałbym na tani podryw i przypomnienie naszych niemalże splecionych rąk, czy raczej ułożył wiersz? Nie, na to na pewno nie byłoby mnie stać. Co jeśli ona po prostu przez tych parę dni znalazła sobie kogoś innego, dla kogo właśnie dziś wygląda lepiej? Postawiłem na delikatną zazdrość, która tak naprawdę tylko z mojej strony miała tak wyglądać.
Pewnym krokiem podszedłem do niej i odłożyłem na ladę wieszak, który właśnie trzymała w dłoni. Wydawało mi się, że jestem stanowczy aż nadto i może się to wydawać dziwne, ale w tamtym momencie na pewno o tym nie myślałem. Stała przede mną nieco zszkowana i przełożyła część włosów na prawe ramię. Wyglądała inaczej, zupełnie inaczej. To nie tak, że nie podobał mi się nowy image, ale to chyba nie było to, w czym się zakochałem. 
- Kim jest ten szczęściarz? - zapytałem, odchrząkając delikatnie, by uchodzić za niewzruszonego jej miłosnymi wyborami. - Znam go?
Nie byłem w tym najlepszy. Nawet debil wiedziałby, że jestem zazdrośnikiem. Sam wcześniej tego nie wiedziałem, ale skąd mógłbym, jeśli ostatnią dziewczyną, na którą patrzyłem inaczej i wzdychałem do niej była Denise w drugiej klasie podstawówki. 
Uśmiechnęła się znacząco i ponownie wzięła do ręki wieszak. Odwracając wzrok, założyła na niego ołówkową spódnicę. Zacząłem stukać palcami o ladę, co wydało się jeszcze bardziej żałosne.
- Bradley de Rowne - odparła sucho, ale widziałem, że ukrywa chichot. Okej, Harry, spokojnie. Musiałem zachowywać się tak, jakby to dla mnie nie miało żadnego znaczenia. Przytaknąłem i zacisnąłem usta w nerwowym uśmiechu. Była dumna, cholernie dumna, że wyprowadziła mnie z równowagi, ale zwycięstwo przyprawiło ją bardziej o rumieńce niż o chęć śpiewania hymnu kibiców.
- Jasne... więc życzę udanej randki. - Przełknąłem ślinę. - W razie gdybyś... potrzebowała podwózki albo... źle się czuła, dzwoń.
Nie, nie mam auta... Ani nawet prawa jazdy. Zawsze mogłem proponować przejażdżkę na bagażniku roweru mojej mamy. Kontekst zdradził znaczenie? Nie, przecież nie.
Zaśmiała się, pokazując wszystkie zęby. Naprawdę wyglądała przepięknie i już przestało przeszkadzać mi to, że nie była tą samą Hannah. Rozejrzała się jeszcze dookoła, sprawdzając czy ktokolwiek nas słyszy i kiedy zauważyła badawczy wzrok drobnej blondynki, przybliżyła się do mnie.
- Bradley byłby zaskoczony tym, że ktoś jest o niego zazdrosny. - Zagryzła wargę, sama nie wiedząc jak bardzo kokieteryjne to było. Ale cholera, przecież już kogoś miała...
- Nawet o tym nie pomyślałem. Chciałbym tylko zauważyć, że wyglądasz jak inna osoba.
Nigdy nasza rozmowa nie była tak długa. Konwersacja z Hannah wydawała się być najlepszą, jaką mogłem kiedykolwiek z kimkolwiek przeprowadzić. Nic nie było jasne, tak samo jak wszystko było jak najbardziej inteligentne i przemyślane.
- Cóż, najwidoczniej Bradley zasłużył na ten widok. Ciąglę myślę, że jesteś zazdrosny - powiedziała po chwili zastanowienia. Czyżby nowy wygląd podarował jej nowy charakter? Była pewniejsza siebie, chociaż każde słowo przychodziło jej jakby z niemałym trudem, który starała się ukryć.
- Myślę, że Hannah Nicholls też się myli - odparłem i czekałem na jej reakcje. Wydawała się zaskoczona tym, że znam jej całkowite imię i nazwisko. Brzmiało to tak, jakbym śledził jej życie. Czy mogła mnie spytać o imię psa? Mogła. Odpowiedź była prosta: psa nie miała. Stawiałem na to, że powodem braku psa był jeden z trzech wariantów:
a) Miała silne uczulenie na sierść; inną chorobę (nawet związaną z jej nieobecnością w pracy)
b) Jej choleryczny - jak mniemam - ojciec w życiu by na to nie pozwolił
c) Nie lubiła zwierząt
Trzeci wariant jest kompletnie bez sensu, więc w ostatecznym rozrachunku odpada. 
- Myślę, że... jednak Harry jakiś tam, potrafi być zazdrosny o właściciela agencji modelek Bradleya de Rowne tylko z tego powodu, iż na potrzeby mojej nowej pracy, umalowałam rzęsy. 
- O kogo...?