środa, 5 marca 2014

Chapter Four

Patrząc przez pryzmat powolnego lub szybszego umierania, zatrzymywanie czasu jest przydatne, a nawet cholernie potrzebne. Choć z naukowego punktu widzenia, nie da się zatrzymać czasu, można stworzyć swoją małą wieczność i odczuwać to właśnie w ten sposób. Tamten czas był dla mnie nauką życia tak, jakby chwile spędzone z Hannah były wiecznością zatrzymaną w kilku miesiącach. Chroniło nas to przed śmiercią, a właściwie odstawiało na późniejszy termin. Zastanawiacie się pewnie, o czym wtedy myślałem. Oprócz tego, że dekoncentrowała mnie jej zimna, nawet przez rękawiczkę, dłoń, zastanawiałem się, jak wykonać jakikolwiek  krok. Mój wzrok stanął tępo na jednej z ławek i zacząłem myśleć o przyszłości. To ten moment, kiedy cholernie jej chcesz. Wiecie jak to jest, kiedy zdajecie sobie sprawę, co Was czeka? Nie chciałbym wiedzieć, że umrę, bo mimo świadomości, że muszę korzystać z życia, póki je mam, przygnębiałoby mnie uczucie powolnego umierania i oczekiwałbym na sam ten moment bardziej niż działałbym. Wolę, żeby ukłuło mnie to w najmniej oczekiwanym momencie, nawet gdybym miał być śmiertelnie chory. Chcę do końca swojego życia zachowywać się tak, jakbym nie wiedział, ze śmierć mnie spotka, ale też nie chcę uważać, że jestem nieśmiertelny. To dość skomplikowane, ale taki właśnie jestem. I byłem. Nie chciałem być jak Hannah Nicholls, choć bycie idealnym człowiekiem odpowiadałoby mi w 100 procentach.
Poruszyłem delikatnie dłonią, a ona szybko ją odsunęła. Wydawała się trochę przestraszona, kiedy zacisnęła usta i próbowała coś powiedzieć. Spojrzała w stronę domu, jakby chciała wracać. Nie umiałem jej zatrzymać i bałem się, że już nigdy jej nie zobaczę.
- Pojawisz się jutro w pracy? - zapytałem, odpowiadając sobie w myślach. Musiała wrócić, chociaż zdałem sobie sprawę, że i ja muszę wrócić, jednak nie do pracy, a do szkoły. Chciałem zapytać ją, gdzie się uczy, ale nagle to pytanie wydało mi się zbyt dziwne. Była nader inteligentna i nie potrzebna była jej szkoła, poziom byłby za niski.
Kiwnęła głową i spojrzała na mnie. - Czemu mnie śledzisz?
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacisnąłem szalik na szyi, kiedy zawiał mocniejszy wiatr. Mimo tego, że najchętniej rzuciłbym się na nią, pocałował i od razu zaprosił na kolację, wydało mi się odpowiednim jedynie udawanie flirciarza, ale takiego niezbyt zainteresowanego. Brakowało mi tylko papierosa i butów w panterkę...
- Czemu nie byłaś w pracy? - Postanowiłem, że odpowiedź pytaniem na pytanie będzie bardziej elegancka, ale chyba niezbyt zabłysnąłem własną inteligencją.
- Czemu przychodzisz tam codziennie? - Odchrząknęła i zaczęła iść w stronę ławki. Miałem wrażenie, że nieco się zmęczyła i musi usiąść. Od razu złapałem ją za łokieć (byłem chyba bardziej delikatny niż jej ojciec) i próbowałem pomóc. Wyrwała rękę spod moich palców i usiadła sama.
- Źle się czujesz?
- Nie, czemu muszę być chora, żeby móc usiąść na ławce bez podejrzeń? Czemu muszę być chora, żeby nie przyjść do pracy? Nie masz czasem ochoty po prostu posiedzieć w domu, pogapić się na programy sportowe, chociaż prawdopodobnie w ogóle na owym sporcie się nie znasz i wypić herbatę w ciepłym łóżku? - powiedziała prawie jednym tchem i oparła pięty o ławkę, siadając skulona.
- Zawsze mam taką ochotę, oglądam kanały sportowe na okrągło. Najbardziej interesuje mnie curling i snooker, chociaż nie wiem, o co tam chodzi - odparłem i klapnąłem obok niej niezbyt zgrabnie. Najpierw popatrzyłem w dal, żeby nie budzić podejrzeć, a potem przysunąłem się delikatnie w jej stronę. Myślę, że nie zwróciła na to uwagi.
- To nie może być skomplikowane, w końcu masz taką... jakby tarczę. Kółko niebieskie i kółko czerwone, rzucasz tym czymś, żeby trafić w sam środek. Zawsze kibicuję drużynie z żółtymi kamieniami. - Spojrzałem na nią. Była bardzo skupiona i wyobrażała sobie (tak myślę) taflę lodu z tarczą, kamieniami i zawodnikami. Była cholernie słodka, kiedy zaciskała usta.
- Chciałbym kiedyś w to zagrać - powiedziałem po chwili i zatrzymałem wzrok na jej wełnianej spódnicy. Wiedziałem, że to nie jest ostatni krzyk mody, ale wszystko, co nosiła Hannah Nicholls pasowało do niej i tylko do niej naprawdę idealnie. To, jak wyglądała i co miała na sobie, składało się w jedną, kompletną całość. Bez którejś z tych rzeczy, Hannah nie byłaby Hannah, a ja nie byłbym sobą, nie będąc w niej zakochanym.
- Jeśli tylko potrafisz nas sklonować* - odparła i uśmiechnęła się szeroko. Pierwszy raz zobaczyłem ją w najszczerszym, dużym uśmiechu, który był kierowany tylko do mnie. Mogę szczerze przyznać, że podobał mi się bardziej niż każdy, którym obdarowywała klientów.
Zaczęło wiać bardzo mocno i musiałem odprowadzić ja do domu. Martwiłem się, że będzie chora całą drogę i chciałem ją przytulić, ale najwidoczniej należę do tchórzy. Wyśmiałaby mnie albo odepchnęła... Tak przynajmniej myślałem.
Kolejny dzień spędziłem w szkole, rozmawiając z Philipem o wszystkim i o niczym. O grach komputerowych, o nowym serialu na BBC2, o koncercie jakiegoś zespołu punkowego, na który się wybiera i o innych pierdołach. Nie darzyłem go takim zaufaniem, bym mógł powiedzieć mu, że się zakochałem. Nie chciałem też robić z tej sytuacji kiczowatej historyjki, bo miała ona mieć jak najbardziej inteligentny charakter. Philip był moim kumplem, ale chyba nie przyjacielem. Różnica między nami polegała na tym, że ja miałem tylko jego, a on miał dwustu takich jak ja. Nawet jeśli spędzał ze mną większość czasu (ponieważ chodziliśmy do jednej klasy), nie byłem bogatym jak on dzieckiem i na wiele jego tematów nie znałem odpowiedzi.
- Moja matka znowu kogoś znalazła... Mam dosyć! Gdyby to był jeszcze ktoś wyższej rangi, ale nie! Wybrała kolesia, który jest woźnym w podstawówce na przeciwko. Wygląda, jakby życie było mu niemiłe i to wszystko moja wina. Na dodatek jest jakiś cholernie tajemniczy... Nie wiemy nawet, gdzie mieszka. Ciesz się, że twoja mama nikogo sobie nie szuka - powiedział Philip na jednej z długich przerw, kiedy siedzieliśmy po turecku na nagich płytkach. Kilka damskich kozaczków kopnęło mnie w kolano i gdybym tylko był Philipem na pewno podnieciłoby mnie to bardziej. Nie wiedziałem, co mnie podnieca, bo chyba nie na tym polegała miłość, ale jeśli miałbym powiedzieć, co mi się podoba, na pewno byłby to tyłek prezenterki mojego ulubionego programu - Got Talent. Nie traktowałem kobiet przedmiotowo, ale przecież jestem facetem, coś prymitywnego musi we mnie być.



* - W curlingu jeden team ma 4 zawodników.

7 komentarzy:

  1. Super ;* - @emili_sd

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak dobrze zrobiłaś informując mnie na TT! Bardzo podoba mi się TAKI Harry i twój styl pisania. Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG
    ODDAJ MI TWÓJ TALENT PLISSS
    ALBO SIĘ TROCHĘ PODZIEL CHOCIAŻ
    TO WSZYSTKO JEST TAKIE GENIALNE...TAK IDEALNE BOŻE
    ZARAZ DODAM LINK DO TEGO BLOGA NA MOJE KONTO NA TWITTERZE
    CZEKAM NA NEXT :)

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM TEN FF!!
    jeden z najlepszych jakie czytalam jeju
    dziękuje że wysłałaś mi link!! <3

    @twerkfordelrey

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytał«am wszystko i jestem pod ogromnym wrażeniem. Twój styl pisania i dodatkowo brak błędów ortograficznych i językowych...dawno nie czytałam tak świetnego opowiadania
    Teraz jestem ciekawa kolejnego rozdziału xx
    @Agnes5542

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG świetnie piszesz ... gratuluję talentu :) czytałam wiele opowiadań, gdzie co chwila były jakieś błędy ortograficzne, stylistyczne lub składniowe (hihi jak to mądrze brzmi^^) a to opowiadanie jest po prostu dopracowane do perfekcji ! Nie dość, że nie ma tu błędów to jeszcze sam pomysł, fabuła i oczywiście język są oryginalne i muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba :) czekam na kolejny rozdział :P

    OdpowiedzUsuń